niedziela, 27 sierpnia 2006

Egzamin

W zeszły piątek musieliśmy przebrnąć przez egzaminy połówkowe. A co, nie myślcie sobie, że mu tu tylko balujemy. Od czasu do czasu trzeba przysiąść nad książkami. No, może na co dzień nie widać po nas, żebyśmy się za bardzo przemęczali nauką, ale przed tym nieszczęsnym egzaminem trochę czasu poświęciliśmy na koreański. Nie było to łatwe, bo nasze harmonogramy i tak są już napięte. Na pobudzenie szarych komórek do pracy wykorzystaliśmy kawę i to w dużych ilościach. Nadmiar kofeiny przyczynił się do nadmiernej pobudliwości naszych organizmów. Innymi słowy, cierpieliśmy na nadmiar energii, co przyczyniło się do tego, że nie tylko nie mogliśmy spać, ale i zaczęliśmy wymyślać przeróżne sposoby dla zabicia czasu, jak na przykład zjazd na dziecięcym rowerku z górki o 3 w nocy. Właśnie w czasie intensywnej nauki zrodził się pomysł na film, czy też raczej serial. Jak na razie powstał tylko półminutowy teledysk i 40 sekundowy trailer, ale wszystko wskazuje, iż będą dalsze odcinki. Zdradzę tylko, że akcja toczy się na Dalekim Wschodzie (a co) i zawiera wiele odnośników do kultury tegoż właśnie regionu. Między innymi jest tradycyjny taniec koreański i nasza wersja „Krwawego Sportu”. Niedługo może się z wami podzielimy naszą pracą, ale o tym później, w końcu miałem pisać o egzaminach.
Całość składa się z czterech części: ustna prezentacja jakiegoś zagadnienia; część pisemna-czyli zwykły test ze znajomości koreańskiego; test na znajomość tekstów przerabianych w czasie zajęć i najgorsze ze wszystkich… słuchanie nagrania i odpowiadanie na pytania. Prezentacje odbywały się od poniedziałku do środy. Zadanie polegało na opowiadaniu przez około 5 minut na jakiś temat, a na koniec trzeba było odpowiedzieć na pytania zadawane przez audytorium składające się z reszty studentów. Chłopakom ta część egzaminu poszła dość dobrze, mnie niestety zdarzyły się głupie wpadki (np. zamiast powiedzieć „tradycja”’ wyszło „wibrator”), na szczęście je zauważyłem i dałem radę się poprawić, ale wpłynęło to ujemnie na płynność mojej wypowiedzi. Zwalę winę na stres, żeby nie zostać posądzonym o niewiedzę, he, he.
W piątek odbyło się już normalna część egzaminu. Łukasz nawet ubrał się w garnitur na tę okazję. Na pierwszy ogień poszło słuchanie. Na nagraniu było słuchać różne szumy i trzaski, jakby jakieś odgłosy z ulicy. Zadań było dużo, chociaż słownictwo nie było jakieś wyjątkowo trudne, ale odpowiedzi niejednokrotnie były bardzo podobne do siebie, co utrudniało dokonanie właściwego wyboru, a do tego było zbyt mało czasu by wczytać się w te odpowiedzi przed wysłuchaniem kolejnego nagrania.
Część druga to już zwykły test, na którym były struktury gramatyczne poznane w czasie zajęć. Chyba najłatwiejsza część egzaminu, choć łatwo stracić tu punkty, bo ocenianie jest bardzo surowe i nawet jedna literówka może oznaczać nie zaliczenie zadania.
No i część ostatnia, test ze znajomości czytanek. Wśród tekstów na egzaminie, były nam znane opowiadania z Path Findera (m.in. Piękne Jeju czy też Koreańskie pieniądze). Zauważyłem, że Japończycy wypadli tutaj najlepiej, gdyż znali wszystkie czytanki na pamięć. Jako iż ja nie byłem aż tak ambitny, przypłaciłem to stratą punktu, gdyż nie pamiętałem w jakiej kolejności wrzucało się składniki do sporządzenia Bulgogi. W książce jest napisane: „1.Pokrój mięso. 2.Wrzuć warzywa do garnka. 3.Wrzuć mięso 4. Podsmaż wszystko na dużym ogniu”, ja zaś pomyliłem punkt 2 z 1 (jakby to była jakaś różnica), no i punkt w plecy.
A skąd w ogóle ten wymysł na egzaminy połówkowe? I czy nie zaliczenie go ma jakieś konsekwencje? No więc niestety ma. W ciągu roku są 4 semestry, każdy po 10 tygodni. W połowie kursu jak i na koniec mamy egzamin, by go zaliczyć trzeba uzyskać z każdej części minimum 60%, a w sumie z całości musimy mieć 70%. Na przykład, jeśli z pierwszego egzaminu na rozumienie ze słuchu uzyskamy 60%, to na końcowym trzeba dostać już 80%. Obie części zalicza się raz, bez możliwości poprawki, najwyżej powtarzanie semestru wchodzi w grę. Do oceny końcowej brane są też inne kryteria, które niestety nie są jasno określone przez jakikolwiek regulamin. Jeśli ktoś zawsze miał odrobione prace domowe to może dzięki temu uzyska 1% więcej jeśli będzie mu brakować. Aktywność na zajęciach też jest ważna, no i chyba osobiste odczucia nauczyciela. Niestety brak jasnych zasad nie ułatwia sprawy, a wręcz odwrotnie, tylko je komplikuje w odczuciu studentów. Dlatego nie ma innego rozwiązania jak uczyć się i jeszcze raz uczyć.

Brak komentarzy: