poniedziałek, 21 sierpnia 2006

Po przeprowadzce do domu Sadako…

Wreszcie otrzymałem telefon od Justyny, w którym poinformowała nas, że możemy się przenieść do Seulu. „Nareszcie!” pomyślałem. Koniec z codziennymi pobudkami o 6 rano i spędzaniu 2,5 godziny na dojazdach. W czwartek po zajęciach Songuk przyjechał po nasze bagaże do Yongin, gdzie już czekał na niego Tomek, na którego spadł „zaszczyt” ostatniej podróży do, bądź co bądź, naszego wspaniałego akademika, który przez ostatnie 3 i pół tygodnia zastępował nam dom.

W tym czasie wraz z Łukaszem pojechaliśmy na HwarangDae, gdzie mieści się nasze nowe lokum. Nazwa stacji metra wzięła się od Uniwersytetu żeńskiego, który znajduje się w pobliżu, co oznacza, że codziennie parę set dziewczyn będzie przechodzić w pobliżu naszego domu. Nic tylko ręce zacierać. Dodatkowym plusem jest to, iż z tejże stacji jest blisko do naszego aphateu (z ang. apartment).

Mieszkanie znajduje się na 2 piętrze (u nas to by było 1 piętro) 3-(4) piętrowego budynku z ciemnej cegły i dachem wyłożonym niebieską dachówką. Cała okolica jak i blok wygląda jak scenografia do jakiegoś azjatyckiego horroru. Ciasne uliczki, dookoła wysokie szare bloki, czasem między nimi jakiś mały plac zabaw. Roślinności też jest mało, parę drzew w miniaturowych ogródkach tych szczęśliwców, którzy mają własny domek wciśnięty pomiędzy dwa bloki.

Również i nasze aphateu nie jest jakichś tam imponujących rozmiarów, jeden pokój-salon, który jednocześnie jest też kuchnią i jadalnią. Do tego mamy jeszcze dwie sypialnie, w jednej zamieszkał Łukasz z Tomkiem. W ich pokoju oprócz dwóch łóżek znajduje się jedyna szafa, z której jesteśmy zmuszeni korzystać we trójkę. W moim zaś pokoju jest jedno dużo łóżko, zajmujące prawie cały pokój, ledwo zmieściło się tu małe biurko. Na szczęście jest i łazienka. Ta nie wiedzieć czemu od razu skojarzyła mi się z „Dark Water”. Ściany wyłożone białymi kafelkami, na podłodze zaś brązowe. Całość sprawia wrażenie jakby układano je w pośpiechu. Mamy jeszcze dwa balkony oddzielone od wnętrza mieszkania przesuwanymi, szklanymi drzwiami.

Po wejściu do mieszkania należy zdjąć buty i zostawić je w czymś, co nazywam przedpokojem, a mianowicie kawałku podłogi, który znajduje się na poziomie klatki schodowej. Poziom mieszkania jest o jakieś 10-15 centymetrów wyżej. Rzeczą rzucającą się w oczy to brak grzejników, również cienkie szyby nie pozostawiają cienia wątpliwości, iż zimą będzie tu strasznie zimno, no chyba, że będziemy korzystać z ogrzewania podłogowego.

Z tyłu naszego mieszkania biegnie autostrada, więc jest dość głośno gdy otworzy się okna. Z przodu zaś mamy widok na nasze podwórko, na którym stoją maszty z powiewającymi, lecz już trochę wypłowiałymi, flagami Korei i uniwersytetu.

Na prawo od nas, w przeciwległym rogu podwórka mieszka Emilia, której mieszkanie utrwaliło mnie w przekonaniu, że niedługo na pewno spotkamy tu jakiegoś ducha. A o to dlaczego tak myślę: w jednej sypialni Emilia ma ogromnego na całą ścianę grzyba, którego administracja przychodzi usunąć już chyba z pół roku. Jeszcze wam się to nie skojarzyło z pewnym filmem? Tam co prawda grzyb był na suficie, ale klimat jaki panuje w mieszkaniu jest taki sam. Do tego znalazłem zdjęcie Emilii ze swoimi studentami i z nim… profesorem B. Jak zwykle na jego twarzy nie uraczyłem uśmiechu, a ten znany z wykładów, świdrujący wzrok przeniknął mnie do szpiku kości. No tak, „Wielki Brat patrzy”.

Złowrogiego klimatu dodają jeszcze kruki, które wieczorami siadają na dachach i patrzą gdzieś w okna mieszkań. Najgorszy jest jednak ten odgłos urządzeń elektrycznych, który niesie się po okolicy, taki monotonny dźwięk jakby ciągle włączonej lodówki. A czarne, długie włosy jakiejś kobiety, które znalazłem zarówno w łazience jak i moim pokoju nasuwają tylko jedną myśl… Oj będzie się działo.



1 komentarz:

Anonimowy pisze...

ja tylko dopisze co mnie najbardziej wpienia ... otoz male, prawdopodobnie podobne do "naszych" swierszczy, zwierzatka zwane cykadami ... jak zaczna koncert nad ranem to tylko modlic sie o alkohol we krwi na spokojniejszy sen :)