niedziela, 19 listopada 2006

Piekło egzaminów

W zeszły czwartek w Korei rozpoczęły się egzaminy wstępne na studia. Pytacie czemu tak wcześnie? Tutaj rok akademicki zaczyna się w marcu, dlatego też egzaminy są w listopadzie. Ogólnie wygląda to tak jak nasza nowa matura, miała wyglądać w zamyśle jej twórców, tzn. egzamin kończący naukę w szkole średniej jest jednocześnie biletem wstępu na wyższą uczelnię. W Azji uczniowie i ich rodzice bardzo poważnie podchodzą do tej sprawy i dlatego przeciętny licealista wychodzi z domu o 7 rano, a wraca około 23. Wszystko spowodowane jest tym, że w zależności od ukończonego uniwersytetu można liczyć na lepszą posadę. Dlatego koreańscy rodzice wysyłają swoje pociechy już w wieku 5 lat do przedszkola, gdzie uczą się angielskiego. Oczywiście wybór przedszkola nie jest przypadkowy. Należy wybrać jak najlepszą placówkę, gdyż tylko taka (w mniemaniu Koreańczyków) umożliwi im dostanie się do najlepszej szkoły podstawowej, potem gimnazjum, liceum i na koniec na wymarzone studia.

Raz pewna Koreanka, gdy usłyszała, że ja będąc w liceum miałem czas, żeby uczyć się gry na gitarze, bardzo się zdziwiła, gdyż przeciętny uczeń w Korei ma tak zawalony plan zajęć, iż nie może sobie pozwolić na takie marnowanie czasu. Oprócz nauki w szkole każdy licealista uczęszcza jeszcze na zajęcia poza lekcyjne, gdzie uczą do egzaminów, języków obcych i innych podobnych rzeczy. Osobiście uważam, taki system nauczania na nic się zdaje, gdyż przeciętny Koreańczyk mimo 10 lat nauki języka angielskiego i tak nie potrafi powiedzieć prawie słowa w tym języku, no chyba, że wyjechał do Stanów albo Australii.

A jak wygląda atmosfera w czasie egzaminów? W prasie jest to główny temat przez cały tydzień. Linie lotnicze wstrzymują loty na czas trwania egzaminów, wszyscy zachowują się jakoś ciszej. W czwartek rano idąc na metro, uderzyło mnie, że ulice są prawie wyludnione. Zwykle widuję rzeszę uczniów, którzy biegną by zdążyć na zajęcia, lecz tego dnia wszyscy zjawili się w szkołach ponad godzinę przed czasem. Przed szkołami ustawiają się tłumy matek dopingujących swoje dzieci, oraz młodsze roczniki wykrzykujące „Sonbae! Fighting!” (pol. Koledzy (starsi wiekiem) powodzenia). Najbardziej zdziwiło mnie jedno zdjęcie, które zobaczyłem w gazecie. Otóż tego dnia temperatura wynosiła około zera, jednak nie powstrzymało to dość licznej grupy uczniów do rozebrania się do samych spodni, by w ten oto sposób dopingować abiturientów. Nie wiem czy komukolwiek przyniosło to szczęście, albo wpłynęło jakoś na wynik egzaminu, ale na pewno apteki sprzedały większą ilość lekarstw na przeziębienia.

Nie powiem, trochę mnie śmieszyło to całe zamieszanie, ale sam się złapałem na tym, że szukałem w gazetach artykułów poświęconych egzaminom. W jednym zamieszczono zdjęcie smutnej uczennicy pocieszanej przez płaczącą matkę, a pod spodem fragment takiego oto listu.
„Mamo, czyż nie było ci ciężko z mojego powodu? Nie tylko nie mogłaś spać po nocach, ale martwiłaś się każdego dnia czy przypadkiem nie zachoruję. Przepraszam, że przez ten okres wiele razy byłam powodem twojego gniewu. Mamo, kocham cię.”

Brak komentarzy: