niedziela, 19 kwietnia 2009

Ślub – czyli o miłości polsko-koreańskiej

Jakoś tak dziwnie się składa, że co ślub w Korei to znajduję się coraz bliżej ołtarza. Na początku siedziałem gdzieś na końcu sali, potem w wśród kolegów z uniwersytetu, a na przedostatnim już w pierwszym rzędzie dla najbliższej rodziny. Teraz natomiast zostałem zwerbowany do roli tłumacza i stałem na stanowisku konferansjera. Z prostego rachunku wynika, że następnym razem to ja będę udzielał ślubu.
A co do samej imprezy. Przyjechali goście aż z Busan, przyjechali też goście z Polski. Były łzy matek, radość nowożeńców, uśmiechy ojców, śmiechy przyjaciół, jednym słowem wszystko co na ślubie być powinno.






4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ślicznie wygląda panna młoda ^^.

Anonimowy pisze...

Mozesz też sie zalapać na pana mlodego ;-)

Crube pisze...

Póki co, nie spieszno mi do tego, aby stawać na ślubnym kobiercu:)

Parn pisze...

Mama już mówi że czas najwyższy Piotrek :P