wtorek, 26 maja 2009

Uwaga grypa

Duża część koreańskiego społeczeństwa ostatnimi czasy żyła śmiercią byłego prezydenta Roha, a od wczoraj pierwszym tematem wszelkich gazet jest druga już próba nuklearna północnego sąsiada, spychając tym samym problem świńskiej grypy na dalszy plan. Bynajmniej problemu nie bagatelizują służby odpowiedzialne za nie rozprzestrzenianie się wirusa, czego mogłem doświadczyć podczas ostatniej wizyty do Tokio.
Z powodu dezynfekowania samolotu lot został opóźniony o ponad pół godziny, następnie na pokładzie dostałem do wypełnienia kartkę. Głównie pytano o to czy byłem w ostatnim czasie w Stanach, czy miałem jakiś kontakt z Amerykanami, czy też nie miałem problemów ze zdrowiem. Na lotnisku Narita, wręczyłem wypełnioną kartkę 3 x Nie w zamian za co dostałem… żółtą kartkę stwierdzając, że służby celne mogą mnie wpuścić do Japonii. To by było na tyle, żadnej dokładniejszej kontroli, pobierania temperatury, itp.


W drodze powrotnej znowu dostałem do wypełnienia kartkę, lecz tym razem pytania były nieco bardziej szczegółowe: numer lot, miejsce w samolocie, czy miałem problemy ze zdrowiem, czy miałem następujące objawy typu kaszel, gorączka, etc. Zaraz po wyjściu z samolotu dokładnie przejrzano odpowiedzi wszystkich pasażerów. Jeśli ktoś zaznaczył, że miał kaszel, jego karteczka szła na osobną kupkę. Dodatkowo każdemu pobrano temperaturę.
Parę dni później dostałem telefon z zapytaniem o moje zdrowie i czy nie mam ww. objawów. Na koniec jeszcze kazano mi niezwłocznie zgłosić się do lekarza jak tylko pojawią się jakieś problemy.


Być może dzięki takiej kontroli właśnie w Korei nie ma aż tylu przypadków grypy co w Japonii, choć trzeba wziąć pod uwagę również to, że Korea nie jest tak licznie odwiedzana przez obcokrajowców jak Kraj Wschodzącego Słońca.
Jaki by nie był tego powód, zapomniałem o grypie, aż do dzisiejszych zajęć. Wykładowczyni problem ten nie daje spać po nocach, bo za każdym razem zarzuca nas radami, co robić aby się nie zarazić. Na początku odradzała zaprzyjaźnianie się z osobami z Meksyku. Potem jakiekolwiek wyjazdy za zagranicę, a dzisiaj byśmy najlepiej nie wychodzili poza kampus, gdyż według tego co wyczytała w prasie wirus w Korei jest roznoszony przez obcokrajowców – nauczycieli angielskiego. Ci mając dużo wolnego czasu w weekend jeżdżą po Korei i (pewnie nieświadomie, choć tego nie powiedziała) zarażają ludzi. Na koniec zajęć zaś dostaliśmy radę: „Jedzcie dużo kimchi”.

Brak komentarzy: