niedziela, 26 listopada 2006

Kampus Oede

Parę fotek z kampusu Oede. W sumie nic specjalnego, ale jego zaletą jest to, że wszystko jest w pobliżu: biblioteka, siłownia, sale video. Co jakiś czas odbywają się tu imprezy organizowane przez poszczególne filologie, stąd pełno różnego rodzaju plakatów, tak samo wewnątrz jak i na zewnątrz budynków.

외대 서울 캠퍼스










środa, 22 listopada 2006

Czas na kimchi

Wczoraj przed ratuszem natknąłem się na taki oto obrazek, dziesiątki stołów, przy których parę tuzinów gospodyń uwijało się przyrządzając kimchi- koreańską tradycyjną kiszoną kapustę. Napis na transparencie głosił: ‘Dzielenie kimjangiem miłości’. Smród nie do opisania, choć urzędnikom miejskim chyba on nie przeszkadzał skoro wyszli, by zrobić sobie fotki.

어제 시청 앞에서 김장을 담그는 사람들을 만났는데…




Kimjang- specjalne kimchi przygotowywane na zimę. Ponieważ kiedyś tą porą było trudno o podstawowe składniki, kiszono kapustę w ogromnych ilościach właśnie pod koniec listopada. Jednak było to zbyt dużo zajęcie dla jednej rodziny, więc sąsiedzi oraz krewni przychodzili z pomocą. Ta bezinteresowna pomoc była wyrazem ciepłych uczuć jakie ludzie do siebie żywili. Ponoć te pozytywne emocje nadawały kimjangowi specjalny i niepowtarzalny smak.

Twarze Yonsuwonu

Próbując wytłumaczyć co kryje się za tajemniczą nazwą Yonsuwon, można to zrobić na dwojaki sposób. Pierwszy jest taki, że Yonsuwon to budynek Oede, gdzie przyszło nam studiować. Ja wolę jednak stwierdzenie, że Yonsuwon to ludzie, których spotykamy tam każdego dnia.

연수원은 뭐라는 질문을 대답이 쉽지 않다. 난 연수원 건물이 아니라 그곳에서 매일 만나는 사람이라고 생각한다.






A to taki mały plakacik, który zawisł na ścianie w naszej klasie.

Metro w Seulu

Oto zdjęcia z miejsca, gdzie zdarza mi się spędzać dużo czasu, czyli z seulskiego metra

요즘 그곳에서 시간이 많이 지낸데








Od lewej: Tom, Eliza, Łukasz

niedziela, 19 listopada 2006

Korea w komórce

Obrazy z Korei nagrane kamerką z komórki

디카로 직접 만든 영화


Piekło egzaminów

W zeszły czwartek w Korei rozpoczęły się egzaminy wstępne na studia. Pytacie czemu tak wcześnie? Tutaj rok akademicki zaczyna się w marcu, dlatego też egzaminy są w listopadzie. Ogólnie wygląda to tak jak nasza nowa matura, miała wyglądać w zamyśle jej twórców, tzn. egzamin kończący naukę w szkole średniej jest jednocześnie biletem wstępu na wyższą uczelnię. W Azji uczniowie i ich rodzice bardzo poważnie podchodzą do tej sprawy i dlatego przeciętny licealista wychodzi z domu o 7 rano, a wraca około 23. Wszystko spowodowane jest tym, że w zależności od ukończonego uniwersytetu można liczyć na lepszą posadę. Dlatego koreańscy rodzice wysyłają swoje pociechy już w wieku 5 lat do przedszkola, gdzie uczą się angielskiego. Oczywiście wybór przedszkola nie jest przypadkowy. Należy wybrać jak najlepszą placówkę, gdyż tylko taka (w mniemaniu Koreańczyków) umożliwi im dostanie się do najlepszej szkoły podstawowej, potem gimnazjum, liceum i na koniec na wymarzone studia.

Raz pewna Koreanka, gdy usłyszała, że ja będąc w liceum miałem czas, żeby uczyć się gry na gitarze, bardzo się zdziwiła, gdyż przeciętny uczeń w Korei ma tak zawalony plan zajęć, iż nie może sobie pozwolić na takie marnowanie czasu. Oprócz nauki w szkole każdy licealista uczęszcza jeszcze na zajęcia poza lekcyjne, gdzie uczą do egzaminów, języków obcych i innych podobnych rzeczy. Osobiście uważam, taki system nauczania na nic się zdaje, gdyż przeciętny Koreańczyk mimo 10 lat nauki języka angielskiego i tak nie potrafi powiedzieć prawie słowa w tym języku, no chyba, że wyjechał do Stanów albo Australii.

A jak wygląda atmosfera w czasie egzaminów? W prasie jest to główny temat przez cały tydzień. Linie lotnicze wstrzymują loty na czas trwania egzaminów, wszyscy zachowują się jakoś ciszej. W czwartek rano idąc na metro, uderzyło mnie, że ulice są prawie wyludnione. Zwykle widuję rzeszę uczniów, którzy biegną by zdążyć na zajęcia, lecz tego dnia wszyscy zjawili się w szkołach ponad godzinę przed czasem. Przed szkołami ustawiają się tłumy matek dopingujących swoje dzieci, oraz młodsze roczniki wykrzykujące „Sonbae! Fighting!” (pol. Koledzy (starsi wiekiem) powodzenia). Najbardziej zdziwiło mnie jedno zdjęcie, które zobaczyłem w gazecie. Otóż tego dnia temperatura wynosiła około zera, jednak nie powstrzymało to dość licznej grupy uczniów do rozebrania się do samych spodni, by w ten oto sposób dopingować abiturientów. Nie wiem czy komukolwiek przyniosło to szczęście, albo wpłynęło jakoś na wynik egzaminu, ale na pewno apteki sprzedały większą ilość lekarstw na przeziębienia.

Nie powiem, trochę mnie śmieszyło to całe zamieszanie, ale sam się złapałem na tym, że szukałem w gazetach artykułów poświęconych egzaminom. W jednym zamieszczono zdjęcie smutnej uczennicy pocieszanej przez płaczącą matkę, a pod spodem fragment takiego oto listu.
„Mamo, czyż nie było ci ciężko z mojego powodu? Nie tylko nie mogłaś spać po nocach, ale martwiłaś się każdego dnia czy przypadkiem nie zachoruję. Przepraszam, że przez ten okres wiele razy byłam powodem twojego gniewu. Mamo, kocham cię.”

czwartek, 16 listopada 2006

Start

Założyłem nowy blog, w którym mam zamiar zamieszczać więcej zdjęć oraz filmiki, które tworzymy. Na Lost In Korea jest zbyt mało miejsca na fotografie, poza tym otwieranie każdej z osobna zajmuje zbyt wiele czasu, stąd zrodził się pomysł na Somewhere In Korea. Zpraszam i życzę miłej zabawy.

środa, 15 listopada 2006

Jesień za pasem

Jesień w pełni. Siedzę przed kompem i popijając kawę widzę jak za oknem uczniowie ubrani w mundurki wracają ze szkoły. Ostatnimi czasy temperatura spadła i nie mam ochoty wychodzić na zewnątrz, gdzie z powodu wiatru jest chłodniej niż wskazywałby na to termometr...

Znajdujące się poniżej fotki to moje próby "artystycznego" uchwycenia obrazu Korei. Jestem początkującym w sztuce fotografii, więc proszę o wyrozumiałość.









niedziela, 12 listopada 2006

Norae Bang

Nasza dzielna gromadka wreszcie założyła sobie internet, więc może wreszcie ruszymy z nowymi wpisami na blogu. Na początek parę nowinek z naszego życia na obczyźnie. W ostatni piatęk zdawaliśmy egzaminy połówkowe, a jako, że jesteśmy 'pilnymi' studentami, to spodziewamy się pozytywnych wyników. Oczywiście po ciężkim tygodniu, spędzonym nad książkami (tak, tak wiem, że trudno w to uwierzyć) razem z ludźmi z naszych grup wylądowaliśmy w Herpi. Dla tych co nie znają tego miejsca śpieszę wyjaśnić, że jest to coś w rodzaju pubu na przeciwko Oede. Ostatnio jest to nasza ulubiona miejscówka, a trunkiem, który najbardziej nam smakuje jest Maehwa (takie koreańskie winko). Zdarzyło się raz, że kelnerka przynosi już którąś z kolei zamówioną przez nas butelkę i oznajmia 'Przykro nam, ale wyczerpał się cały zapas Maehwy'. Pierwszy raz coś takiego zdarzyło się nam usłyszeć w życiu.

Na takich imprezach najlepsi są Japończycy, sprośne dowcipy to już normalka, a jak już procenty uderzą do głowy, to wtedy można usłyszeć naprawdę ciekawe historie. Na jednej z takich imprez poznaliśmy zawodnika Pride (coś a'la K1). A właśnie jak już o sporcie mowa, to muszę powiedzieć, że jeden z naszych kolegów, (którego nie wymienię z nazwiska, bo znowu się wkurzy na mnie) dostał ksywę Fiodor, gdyż w mniemaniu Koreańczyków jest podobny do mistrza Pride. I tak idąc ulicą można usłyszeć ludzi mówiących 'O! Fiodor! Może napijesz się z nami?'. Nie zliczę ile to już w ten sposób poznaliśmy sponsorów picia. Czasami jakiś odważniejszy Koreańczyk podejdzie i uściśnie prawicę 'naszego' Fiodora.

Miało być o Japończykach, a ja tu o Rosjanach zacząłem. Otóż nasi przyjaciele z Kraju Kwitnącej Wiśni wiedzą jak się bawić, przynajmniej gdy są zagranicą. Weźmy na przykład Endo. Otóż ów Endo (ksywa Terrorysta) na Yonsuwonie zachowuje się trochę sztywno, ubrany zawsze tak samo, w koszulę zawsze wsadzoną w spodnie, zapiętą pod szyją. Mówi jak samurajowie z filmów Kurosawy, co daje trochę komiczny efekt, ale gdy chłopak wypije to od razu włącza mu się gadane. Co prawda azjatyckie głowy to nie to samo co słowiańskie i zwykle zasypiają gdzieś w kącie, ale jeśli się ich zbudzi to na pewno można liczyć na ich obecność w norae bangu (dosł. pokój piosenki, czyli po naszemu karaoke).

Mi osobiście ten rodzaj rozrywki nie przypadł do gustu, ale znam paru Polaków, którzy są zagorzałymi fanami takiej zabawy, zwłaszcza po paru głębszych. A jak wygląda ów norae bang? Jest to sobie zwykły pokoik, najczęściej podłużnego kształtu, gdzie na jednej ścianie jest ekran wyświetlający słowa piosenki. Można śpiewać w duecie, albo solo, ale muzyka najczęściej jest tak głośno, że nie słychać czy ktoś fałszuje. Może to i lepiej, wystarczy mi, że słucham codziennie próby naśladowania Beak Ji Young w mieszkaniu. 'Ale nie o tym miałem...' jak śpiewał Szymon aka Funky Filon. Zastanawiałem się czy to jak ludzie się wygłupiają na karaoke, nie jest przypadkiem nagrywane, bo jeśli tak to można mieć niezły ubaw oglądając jak się bawimy. Jeśli ktoś znajdzie film z Europejczykami w norea bangu, to niech da mi znać. A dla tych co chcieliby zobaczyć jak Koreańczycy śpiewają w takich miejscach odsyłam pod podany adres i życzę miłej zabawy www.klimacik.pl/2944,szalone_koreanki.html