wtorek, 27 lutego 2007

Podróż po książki

Wypad na miasto do księgarni. Ponad półgodziny jazdy metrem, jedna przesiadka, potem jeszcze 15 minutowy spacer, by po dotarciu wreszcie na miejsce dowiedzieć się, że nakład został wyczerpany.







niedziela, 25 lutego 2007

Weekend w obiektywie

Małe zakupy i wypad po za miasto, tak w telegraficznym skrócie wyglądał nasz weekend.












sobota, 24 lutego 2007

Odrobina relaksu

Pogoda dopisuje to i na spacer można się wybrać. A gdzie lepiej będzie jak nie nad rzeką? Szkoda, że na ten sam pomysł co ja wpadło kilkaset innych mieszkańców Seulu. Zwykle pusta ścieżka rowerowa dziś była pełna ludzi, którzy tak jak ja przyszli się tu zrelaksować.






A tu dowód na to, że w Korei też piszą po murach.

czwartek, 22 lutego 2007

Wiosna w mieście

Wiosna idzie. Jest już na tyle ciepło, że można zostawić kurtki zimowe w szafie i założyć coś lżejszego. W telewizji pokazali nawet, że już kwiaty zakwitły na Jeju. Jednak jeśli wybierzemy się do miasta, to zmianę pogody można poznać jedynie po strojach hweasawonów (koreański odpowiednik białego kołnierzyka), którzy zamienili długie płaszcze na lekkie garnitury. Co dziwniejsze w modzie biurowej przodują panowie, a nie panie. By wyróżnić się z szarego tłumu, dobierają różne krawaty, świecące marynarki, albo różowe koszule. Do tego dochodzi też jakaś dziwna fryzura, najczęściej postawiona przy pomocy dużej ilości żelu.












wtorek, 20 lutego 2007

Weekendowe wspomnienia

Nowy rok księżycowy rozpoczęty, a dokładnie rok świni. Seul opustoszał na tych parę dni, wszyscy pojechali do swych rodzinnych miejscowości by spotkać się z rodzinami. W wiadomościach podawali, że korki ciągną się kilometrami, w co wierzę, bo pod naszym oknem przebiega autostrada, a ruch jak na Zakopiance.
Ja zaś Seollal, czyli pierwszy dzień ‘Nowego Roku’, spędziłem ze znajomymi. Wspólny obiad, miła pogawędka, dużo śmiechu, a do tego wspaniała pogoda za oknem. Trzy dni błogiego lenistwa.










poniedziałek, 19 lutego 2007

Jest taka uliczka w…

Kiedyś samotnie z aparatem wędrowałem po Seulu i robiłem zdjęcia wszystkiemu co wydało mi się ciekawe. Dziś sprawa wygląda trochę inaczej, bo mamy nasz klub, który przyciąga coraz więcej ludzi. Ostatnim razem było nas jedenastu: Polacy, Japończycy, Chińczycy, Hiszpanie oraz Szwed. Nie mogę więc narzekać na samotność. Trzeba tylko było zobaczyć miny Koreańczyków, którzy widzieli tak liczną grupę obcokrajowców z aparatami.
Pamiętacie może sceny z filmów koreańskich, gdzie to policjant goni przestępców labiryntem ciasnych uliczek, pośród starych domów? Chyba znalazłem takie miejsce. Wybudowane na stoku góry, ze stromymi schodami, ale za to z ładnym widokiem. Niestety gąszcz przewodów szpeci krajobraz.