piątek, 28 listopada 2008

Kyung Hee University – nabór 2009

Poproszony zostałem o zamieszczenie informacji dotyczącej naboru na semestr wiosenny na Kyung Hee University w Korei. Oferta ta jest skierowana do wszystkich obcokrajowców nie posiadających koreańskiego obywatelstwa, a chcących studiować w Korei. Jest to tzw. Undergraduate Admission, czyli nabór na studia licencjackie. Podanie (do pobrania ze strony) należy wysłać do 24 grudnia (piątek) 2008 roku poprzez internet bądź osobiście.

Oferta obejmuje wszystkie kierunki studiów (w tym nie tylko koreanistykę). Znajomość koreańskiego nie jest wymagana. W zależności jednak od wybranego przez nas kierunku osoby nie posługujące się językiem koreańskim na wymaganym poziomie mogą być poproszone o spełnienie dodatkowych warunków – w czasie pierwszego semestru uczęszczanie na obowiązkowe lekcje języka koreańskiego 4 godziny dziennie przez 14 tygodni, oraz na dwa przedmioty wskazane przez uniwersytet.

Studia na Kyung Hee University są płatne (informacje o opłatach tutaj) , ale dla najlepszych kandydatów przewidziane stypendia

Szczegółowe informacje oraz wykaz dostępnych kierunków, plus wykaz wymaganych dokumentów można znaleźć na stronie uniwersytetu http://www.khu.edu

czwartek, 27 listopada 2008

Z koreańskiej prasy

Soju, tradycyjny koreański napój alkoholowy ma swoje własne hasło w Merriam-Webster’s Collefiate Dictionary. Znalazł się tam wraz z około setką nowych słów, które stały się częścią codziennego języka Amerykanów. Słownik określa soju jako „koreańską wódkę destylowaną z ryżu”.

Cena ziemi na wyspach Dokdo wciąż rośnie i wynosi 777.3 miliona wonów (US$1=W926), co jest wzrostem o 5.36 procent w porównaniu z rokiem ubiegłym, podał w poniedziałek samorząd okręgu Ulleung. Powierzchnia 91 skał wchodzących w skład grupy wysp Dokdo wynosi 187,551 metrów kwadratowych i jest własnością rządu. Cena wzrasta od 2000 roku, kiedy to po raz pierwszy przeprowadzono wycenę wartości ziemi w tym rejonie. W porównaniu z 2005 rokiem cena wzrosła z 272.9 miliona wonów. Okręg Ulleung twierdzi, że cena to tylko liczby, a prawdziwa wartość Dokdo jest nie do wycenienia, gdy weźmie się pod uwagę warunki historyczne, kulturowe i geograficzne.

Wartość całej Korei Południowej w zeszłym roku, w ramach ceny ziemi, jest 2.3 raza większa niż Kanady i 1.4 raza niż Australii. Narodowe Biuro Statystyk podało w swoim raporcie wypuszczonym w środę, że całkowita wartość koreańskiej ziemi wyniosła 3,325 trylion wonów pod koniec 2007 roku, wzrastając tym samym o 272 tryliona wonów (8.9 procent) w porównaniu z poprzednim rokiem.
W przeliczeniu na dolary amerykańskie daje to około 3,578 bilionów, o wiele więcej niż wartość Kanady (1,558 bilion dolarów) będącej 100 razy większej, czy Australii (2,639 biliony) 78 razy większej. Innymi słowy sprzedając Koreę, można by było kupić kraj dwa razy większy od Kanady.

Źródłó: The Chosun Ilbo

wtorek, 25 listopada 2008

Harley mój

Kiedy siędzę na maszynie totalny czuję luz

Włączam silnik, daję kopa, za mną tylko kurz.

To wspaniała jest maszyna choć ma czterdzieści lat.

Stary mój też ją dosiadał,


To samo czul mój starszy brat.

niedziela, 23 listopada 2008

Na obiedzie u Wuja Sama

Koreańczycy żeby jechać do Stanów nie potrzebują od zeszłego tygodnia wizy. Postanowiłem, że nie będę gorszy i też się tam wybiorę bez wizy. Jako iż nie stać mnie na bilet, aby lecieć za Ocean Spokojny, pojechałem do jednej z baz amerykańskich na półwyspie. Przy bramie rejestracja, zostawiasz jeden dokument, a dostajesz przepustkę. Nie wystarczy jednak tylko się uśmiechnąć. Ktoś musi za ciebie poświadczyć. Krótkie pouczenie: nie oddalać się nawet o krok od swojego opiekuna, nie robić zdjęć obiektom wojskowym, nie wychodzić poza wyznaczony obszar – złamanie tego ostatniego zakazu może skończyć się w najlepszym wypadku aresztowaniem…

Dalej jedziemy samochodem, aż do punktu kontrolnego. Strażnik sprawdza przepustki, specjalnym urządzeniem przypominającym lasery z supermarketów potwierdza, że nasz wóz może poruszać się po bazie. – OK, Sir. You may enter. Slalomem omijamy betonowe bloki, metalowy pas, pod którym ukryta jest kolczatka, bunkier z wycelowanym w naszą stronę karabinem maszynowym. Po chwili już jesteśmy na terytorium Stanów Zjednoczonych – w małym miasteczku, liczącym prawie cztery tysiące osób. Zamiast malutkich Hyundai po ulicach jeżdżą ogromne pick-upy marki Dodge, bądź wojskowe Hammery. Nikt nie łamie przepisów, nie ma pędzących dostarczycieli na skuterkach. Przekroczenie prędkości, bądź niewłaściwe zaparkowanie nie jest karane mandatem pieniężnym, lecz punktami. Jeśli uzbierasz ich dostateczną ilość to stracisz prawo do poruszania się pojazdem po bazie. Zważając na rozmiary tego miejsca, z pewnością nie jest to nic miłego.

Miasteczko jest praktycznie samowystarczalne – własny szpital, szkoła podstawowa, średnia, a nawet uniwersytet, poczta, centrum handlowe, kaplica. W tym ostatnim miejscu odbywają się obrzędy niemalże wszystkich religii. Każda ma wyznaczony czas, na który np. wynoszone są obrazy Maryi i krucyfiksy, a wnoszona jest Tora. Jak informuje mnie mój przewodnik i opiekun. Do lutego tego roku odbywały się również obrzędy czarownic.

Do centrum handlowego można wejść, zjeść w fast-foodzie, kupić coś w butikach. Tutaj płaci się walutą amerykańską, a nie wonami. Do samego jednak super marketu wstęp mają tylko obywatele amerykańscy, żeby „przypadkiem nie kwitł nielegalny handel poza bazą” – tłumaczy przewodnik. Na chwilę przerywa rozmowę, podobnie jak wszyscy inni ludzie dookoła: właśnie staruje odrzutowiec. Dopiero gdy huk silników mija powracamy do naszej konwersacji.

piątek, 21 listopada 2008

Głosuj na listę numer 3

Na uniwerku wybory do samorządu studenckiego i to jeszcze jakie. Kandydaci chodzą po salach wykładowych przedstawiając swoje programy, ubrani w garnitury, bądź też specjalne kurtki ze swoim nazwiskiem i numerem na liście!! Przed budynkami akademickim zbierane są podpisy, organizowane są wiece z darmową kawą i ciastkami. Niektórzy studenci poprzyklejali sobie nawet ogromne, różowe serduszka na plecach ze swoimi nazwiskami. Chodniki dosłownie zostały zaklejone plakatami wyborczymi, ale w ciągu ostatnich dwóch z powodu ciągłych deszczu zostały po nich tylko kawałki. Kampania bardzo przypomina to co niedawno widzieliśmy w Stanach Zjednoczonych, tak bynajmniej twierdzą media, które zawitały na nasz kampus.

Niestety zawsze zapominam wziąć ze sobą aparatu, aby uwiecznić całe to wydarzenie. Dziś, prawdopodobnie z powodu niskiej temperatury, nie było żadnych happeningów. Jedynie na swoim biurku zastałem stosy ulotek i parę plakatów na korytarzach. No coż, wybory odbędę się dopiero w przyszłym tygodniu, więc może jeszcze coś „ustrzelę”.


Chłopaki zapewniają: „Jak wygramy znajdziemy osobną salę dla studentów z zagranicy, aby poczuli się jak w domu”. Jakaś segregacja się pytam?


Te dziewczyny twierdzą, że wiedzą „What Women Want” – ich program jest kierowany głównie do studentek.


W rankingach (przeprowadzonych wśród żeńskiej części naszego wydziału) przoduje ta para Lee Jong Min i Kim Hyong Soeb

niedziela, 16 listopada 2008

Niedzielne grillowanie

Weekend zaczął się fatalnie, ciągle lało. Niedzielny wypad poza miasto na amerykańskiego grilla stał pod znakiem zapytania. Na szczęście jednak utrzymująca się od rana mgła, rozpłynęła się po południu na dobre i można było rozkoszować się nareszcie nie-koreańskim jedzeniem.




Niestety powrót nie był już tak radosny, dwie godziny w korkach, ze średnią prędkością 5km/h.

środa, 12 listopada 2008

Somewhere In Korea na papierze

Stało się. Napisałem książkę, która powinna być dobrym dopełnieniem do zdjęć zamieszczanych na tej stronie. 12 rozdziałów na ponad 300 stronach, uzupełnionych kilkunastoma kolorowymi fotografiami. Zamówienia można składać przez maila. Cena 35PLN (plus koszty wysyłki).

wtorek, 11 listopada 2008

Pe Pe Ro Day

W Polsce 11 listopada to Święto Niepodległości, a w Korei tego dnia jest Pe Pe Ro Day. Kiedyś było to tzw. Święto Gimnazjalistek, które kupowały swoje ulubione słodycze (owe Pe Pe Ro przypominające nasze paluszki zalane czekoladą) i obdarowywały nimi swoje koleżanki, a co odważniejsze swoje sympatie. Obecnie jest kolejne święto zakochanych, taka szósta czy siódma wariacja Walentynek. Od tygodnia we wszystkich sklepach można było zaopatrzyć się w słodycze, a dziś od rana wszystkie studentki na kampusie biegają z ogromnymi pudełkami ułożonymi w kształt serca.

A tutaj przegląd piosenek puszczanych w telewizji koreańskiej, przypominających o tym jakże ważnym święcie.

niedziela, 9 listopada 2008

Zabójcza czwórka

Tak jak i w innych kręgach kulturowych, również na Dalekim Wschodzie istnieje magia liczb. Jedne uważano za szczęśliwe, inne za sprowadzające nieszczęście. W Korei do liczb nieszczęśliwych zalicza się „cztery”, ponieważ wymowa jej po koreańsku – „sa” – jest taka sama jak ideogramu oznaczającego śmierć. Stosunek do tej liczby jest taki, jak u nas do trzynastki. Czasem nawet omija się tę cyfrę w oznakowaniu numerów hotelowych, albo pięter.

sobota, 8 listopada 2008

Bezsenna noc w Seulu

Odkąd zarekwirowano mi statyw na lotnisku w Warszawie, rzekomo mógł on posłużyć za narzędzie do sterroryzowania załogi, nawet nie próbuję wychodzić nocą na miasto z aparatem. Poniższe zdjęcie zrobiłem czekając na pierwszy autobus, który zabrałby mnie z powrotem do Suwon. Co ciekawe, na koreańskich rozkładach jazdy podaje się tylko pierwszą i ostatnią godzinę odjazdu. Najzabawniejsze jest to, że odnosi się to jedynie do stacji początkowej, a nie każdego poszczególnego przystanku. Tak więc dla informacji, pierwszy autobus do Suwon odjeżdża z centrum Seulu o 6:20, a nie o 5:10 jak jest napisane na rozkładzie jazdy.

niedziela, 2 listopada 2008

W jesiennym klimacie

Pogoda przez ostatnie dni była nienajlepsza, zimno i do tego często padało. Może i to dobrze, przez egzaminy połówkowe i tak nie było czasu na wychodzenie poza kampus. W weekend na szczęście, słońce dopisało i wypad poza miasto był najbardziej udany.