czwartek, 28 sierpnia 2008

W Seulu bez zmian

Dziś wybraliśmy się na parę godzin do stolicy, by spotkać się ze znajomymi. Wspólny obiad i spacer ulicami Seulu. Wziął aparat specjalnie, by zobaczyć jakie zaszły zmiany w tym „prężnie rozwijającym się mieście”, w końcu według Koreańczyków, ich kraj w 2050 ma być drugą gospodarką świata. Napalony na przejażdżkę nowymi liniami metra, odwiedzanie świeżo odrestaurowanych zabytków, czy też po prostu ujrzenie jeszcze wyższych drapaczy chmur… Przyjeżdżam do stolicy a tu… nic. Co gorsza, jeszcze pary rzeczy ubyło. NamDaeMun spłonął na początku roku, prace konserwatorskie na GwangHwaMun jeszcze się nie zakończyły, ratusz w połowie wyburzony, CheongGyeCheon zaś w paru miejscach zarosło, a woda po prostu śmierdzi.


Ze słynnej bramy zostały tylko zgliszcza i teraz wszystko musi być na nowo odbudowane




Nowych linii metra brak, na szczęście budują coś w Suwon.


Koreanki jak to Koreanki, zawsze uwieszone na swych komórkach.

Choć NamDaeMun spłonął, nadal można oglądać zmianę straży, ale już nie tak spektularną.

Ajosi na swych maszynach pędzą jak pędzili, a przepsiów i tak nie przestrzegają.

Na szczęście, nad wszystkim wciąż czuwa admirał Yi Sun Shin.

wtorek, 26 sierpnia 2008

Gdy wybierasz się do Korei

Ostatnio poproszono mnie o pomoc w sprawie związanej z wyjazdem do Korei. Postanowiłem więc napisać o problemach, jakie mogą spotkać obcokrajowców przyjeżdżających do tego kraju, a przynajmniej o tym co nas spotkało do tej pory. Na początek sprawa wiz.

Każdy kto kiedykolwiek planował chociaż wyjazd do Korei, wie, iż jest on potrzebna. Jeśli przyjeżdżamy na kilka dni, powiedzmy na wakacje, to bez problemu na lotnisku dostaniemy od celnika wizę ważną przez trzy miesiące, wystarczy wypełnić jedynie odpowiedni formularz. Nie pobiera się żadnych opłat. Gorzej jednak jeśli nasz pobyt ma być dłuższy niż 90 dni. Wtedy sprawy trzeba załatwić w ambasadzie Korei w naszym kraju. Jeśli ktoś mieszka w Warszawie to nie ma problemu. Jeśli ktoś jednak ma spory kawałek do stolicy, a do tego niezbyt ma czas w tygodniu, to już ma pewien kłopot. Otóż, tak przynajmniej głosi oficjalna wersja, wyrobienie wizy zajmuje od 3 do 4 dni, a odbiór musi być osobisty. Nie ma mowy o wysłaniu paszportu kurierem. Czeka nas, więc podwójna podróż do Warszawy. Ale bez obaw, można całą sprawę załatwić na miejscu w Korei.

O dziwo, władze uniwersytetu same nam o tym powiedziały. Jednakże według nich, do wyrobienia wizy nie wystarczy złożyć tylko podanie, oraz dokument zaświadczający o przyjęciu na studia. Potrzeba jeszcze zaświadczenie z polskiego uniwersytetu o tym, iż jest się studentem i, uwaga, uwaga… oryginał świadectwa maturalnego. Gdy powiedzieliśmy, że takowego nie mamy przy sobie, to wywołało to rozdrażnienie u naszych rozmówców. Kazali nam załatwić jak najszybciej sprawę, przed upływem ważności wizy turystycznej. Bez obaw jednak. Wiemy, gdyż sami się o tym przekonaliśmy, iż wystarczy pojechać do najbliższego biura imigracyjnego w Korei i wręczyć w odpowiednim okienku formularz, paszport, oraz dokument o przyjęciu na studia w Korei. Zero pytań o maturę, czy też o niewiadomo o co. Za to ciepły uśmiech na twarzy, miła atmosfera, a nawet specjalne przyspieszenie sprawy, dla studentów, co to chcą się uczyć koreańskiego.

Po raz któryś z kolej okazuje się, że Koreańczycy nie za bardzo się orientują we własnym systemie.

poniedziałek, 25 sierpnia 2008

Na miejscu

I znowu wylądowaliśmy w kraju Samsunga i Hyundaia, w krainie kimchi pachnącej i soju płynącej. Lot trwał długo, a do tego był jeszcze opóźniony o ponad godzinę. Na miejscu czekał na nas student z Kyung Hee. I zaraz znowu przemieszczaliśmy się, tym razem autobusem przez prawie dwie godziny. Uniwersytet widać było już z daleka, a raczej jego frontową bramę, nazwaną „Bramą Neo-renesansu”, a wyglądem pasującą raczej do centrum Berlina lub Paryża, niż do koreańskiego miasta, którego ulice w nocy rozświetlają tuziny neonów. Pierwsze dwa dni spędziliśmy na załatwianiu różnych spraw - przywitanie się z wykładowcami, zapisy na zajęcia, wprowadzenie się do akademik, odwiedzeniu paru znajomych. Jeszcze nie zdążyliśmy się nawet porządnie rozpakować, a na robienie zdjęć też czasu nie było zbytnio. Kto wie może jutro to nadrobię.

sobota, 9 sierpnia 2008

Koreańczyk plus słownik, równa się…

W pewnej koreańskiej fabryce, gdzieś w Polsce, byłem świadkiem takiej oto scenki.
- Co wy robicie?! – wrzeszczy na pół hali czerwony z wściekłości Koreańczyk. – Czemu ruszacie te rzeczy? Przecież po to napisałem i poprzyklejałem te kartki, by każdy wiedział, że to się nie nadaje do wysyłki – nie przestawał wrzeszczeć na nic nie rozumiejących magazynierów. Zresztą nie ma się co im dziwić. Tak to jest gdy wierzy się w nieomylność internetowych słowników.


A oto moja ulubiona karteczka. Wyrazy uznania dla tego co zrozumie za pierwszym razem o co w tym chodzi.