poniedziałek, 25 sierpnia 2008

Na miejscu

I znowu wylądowaliśmy w kraju Samsunga i Hyundaia, w krainie kimchi pachnącej i soju płynącej. Lot trwał długo, a do tego był jeszcze opóźniony o ponad godzinę. Na miejscu czekał na nas student z Kyung Hee. I zaraz znowu przemieszczaliśmy się, tym razem autobusem przez prawie dwie godziny. Uniwersytet widać było już z daleka, a raczej jego frontową bramę, nazwaną „Bramą Neo-renesansu”, a wyglądem pasującą raczej do centrum Berlina lub Paryża, niż do koreańskiego miasta, którego ulice w nocy rozświetlają tuziny neonów. Pierwsze dwa dni spędziliśmy na załatwianiu różnych spraw - przywitanie się z wykładowcami, zapisy na zajęcia, wprowadzenie się do akademik, odwiedzeniu paru znajomych. Jeszcze nie zdążyliśmy się nawet porządnie rozpakować, a na robienie zdjęć też czasu nie było zbytnio. Kto wie może jutro to nadrobię.

Brak komentarzy: